Na wschodzie wszystko jest wielkie. Wielki kontynent, Azja, podzielony jest pomiędzy imponujące państwa. W ich granicach ogromne narody zamieszkują bezkresne przestrzenie. Aby je pokonywać potrzebne są wielkie pociągi, większe niż w Europie. I choć geograficznie Ukraina leży na kontynencie europejskim, to azjatyckość nieustannie manifestuje się tutaj na różne sposoby. Jednym z nich jest właśnie instytucja kolei ukraińskiej
Pociąg relacji Lwów- Symferopol
Na Krym, podobnie jak w drogę powrotną udajemy się właśnie za pomocą pociągu. Trasa Lwów- Symferopol (obecnie, z oczywistych powodów zapewne niemożliwa do pokonania w ten sposób) liczy powyżej tysiąca kilometrów, a podróż trwa ponad dobę. Mogłoby się wydawać, że tak długa jazda pociągiem musi szybko stać się nużąca, jednak egzotyka tutejszej kolei, nieco odmiennej od tego, co znamy z Europy, sprawia, że podróż staje się kolejną przygodą.
Dworzec kolejowy we Lwowie
Dworzec we Lwowie nie odbiega za bardzo od tego, z czym mamy do czynienia na co dzień w Polsce, ale w zasadzie trudno się dziwić. Przecież to polskie miasto. Imponujące gmaszysko malowane na kolor kremowy, dumnie prezentuje swoją ozdobną fasadę, z kolumnami, dekoracyjnymi gzymsami i ogromnymi oknami, wpuszczającymi światło do wnętrza budynku. Całość nakrywają kopuły z wieżyczkami, nadając budynkowi nieco orientalnego polotu. Dworzec, choć nienowoczesny, jest elegancki i europejski. Tylko jeden element wyraźnie daje nam do zrozumienia, że oto znajdujemy się na przedpolu innego kręgu kulturowego- jest to toaleta w formie ceramicznej dziury, nad którą trzeba kucać by załatwić potrzebę.
Stoi na stacji lokomotywa – czyli jak wyglądają ukraiński pociągi?
Wkrótce na peron podjeżdża nasz pociąg. Lokomotywa, wielka i ciężka, z żelaza, stali ciągnie za sobą nieprzeliczoną ilość, pomalowanych na niebiesko, wagonów. Przewyższają one rozmiarami wagony europejskie, a ich osie mają większy rozstaw kół, przystosowany do szerszych szyn. W pociągu rządzą konduktorzy i konduktorki, jedna z nich doprowadza nas do naszego wagonu, gdzie znajdujemy właściwy przedział.
Plackarta, a może luks? Czyli klasy wagonów
Wagony podzielone są na klasy i wyróżnić można kilka ich rodzajów:
- 1 klasa (luks) – zamknięte przedziały z umywalką, po dwa łóżka w każdym.
- 2 klasa (kupe / CB) – zamknięte przedziały, po cztery łóżka.
- 3 klasa (plackarta) – boksy bez drzwi po 6 łóżek (4 kupiejnyje i 2 boczne)
- Poza trasami dalekobieżnymi występuje jeszcze 4 klasa (obszczij) – boksy bez drzwi 6-8 osób, trochę jak klasa 3, ale bez miejscówek.
My jedziemy w wagonie drugiej klasy, do dyspozycji mamy ciasną kuszetkę, wyposażoną w cztery łóżka, dwa na dole i dwa na górze, do których wspinać się trzeba po drabince. Wkrótce dostajemy swój przydział pościeli. Pod dolnymi pryczami znajdują się skrzynie na rzeczy, a z góry jest dostęp do pawlacza, w którym możemy upchnąć plecaki. Wybieram górną pryczę. Oprócz tego w przedziale znajduje się jeszcze składany stolik, obok okna tak brudnego, że w zasadzie nie sposób czegokolwiek przez nie dostrzec. Na korytarzu znajduje się jeszcze bojler z gorącą wodą, która umożliwia zaparzenie kawy lub herbaty, a obok jest toaleta. Ta nie różni się ona zbytnio od tego, do czego przyzwyczaiły nas Polskie Koleje Państwowe- korzystaj tylko, kiedy naprawdę musisz.
Podróż koleją przez Ukrainę
Pociąg z rytmicznym łoskotem porusza się wzdłuż torów. Przez wagony kursuje stolik z przekąskami. Za kilka hrywien można nabyć tu drobne smakołyki, chrupki, ciastka oraz napoje i piwo. Wśród tego ostatniego, znany także z polskich sklepów Obołoń, zdecydowanie umila nam podróż. Pociąg mknie przez ukraiński step, jednak podziwianie widoków jest mono utrudnione. Szyby są brudne i nic przez nie nie widać. Od czasu do czasu wychylamy się przez otwarte okna, jednak konduktor z uporem maniaka każe je zamykać. Nie rozumiem, czemu, wewnątrz jest duszno i gorąco. Przez te krótkie chwile udaje mi się zaobserwować leżące odłogiem puste połacie pól, odpuszczone chatki i ciągnący się w nieskończoność trawiasty step. Pobocza torów często i gęsto obsadzone są krzaczastą roślinnością i drzewami, pewnie po to, by chronić tory przed nawałem śniegu zimą, przy okazji zasłaniają też widok na nieużytki. Krajobrazy ukraińskie nie wyglądają zachęcająco.
Na peronach kwitnie handel
Od czasu do czasu tabor zatrzymuje się na stacji. Zwykle nowi pasażerowie wsiadają, niektórzy wysiadają i maszyna rusza dalej, jednak na niektórych stacjach pociąg ma zaplanowane dłuższe, kilku, lub nawet kilkunastu minutowe postoje. Stacje te są źródłem utrzymania dla wielu okolicznych staruszek, które, okutane w chusty, z uśmiechem poprzetykanym złotymi zębami sprzedają na peronach dobra wszelakie. W ich przepastnych ruskich torbach kryją się zapasy piwa i domowej roboty smakołyki: pierożki ruskie i z mięsem, naleśniki i kopytka, wszystko po kilka hrywien, czyli prawie darmo. Przeklinamy w duchu pasażerów, którzy znoszą do wagonów suszone ryby, ich smród niesie się potem w całym pociągu.
Wewnątrz wagonów czas biegnie inaczej, dwadzieścia pięć godzin podróży mija nadspodziewanie szybko. Godziny zbiegają się, tworząc jedną długą chwilę, której bieg wyznacza stukot kół pociągu. Czas mija przy piwie, rozmowie i grze w karty, poprzetykany chwilami snu i szybkimi zakupami wśród gwaru na peronie. Co ciekawe, pomimo tak wielkiego dystansu do przebycia pociąg dociera na miejsce punktualnie.