Kiedy w słoneczny dzień idzie się drogą z Mestii do Uszguli, słychać muzykę gór. To nagrzane warstwy pewnych skał wpadają w wibrację i ocierają się o warstwy sąsiednie, o innej budowie, wydając delikatne dźwięki. Uszguli znajduje się na wysokości 2100 metrów, a więc należy do najwyżej położonych osad w Europie. W Europie?
Wojciech Górecki „Toast za przodków”
Nie dane nam dowiedzieć się, czy opowieść o śpiewających skałach jest prawdziwa. Zamiast nagrzewać skały, słońce postanowiło ukryć się za zasłoną deszczowych chmur. Prognoza naszych nowych znajomych z Mestii sprawdziła się.
Droga z Mestii do Uszguli
Zaczyna padać, kiedy pokonujemy serpentyny prowadzące w dół z przełęczy Ughviri. Droga za Mestią wyłożona jest asfaltem tylko na krótkim odcinku. Później dobra nawierzchnia kończy się, a kamienisty trakt spada gwałtownymi zakosami, prowadząc nas w głąb Swanetii. Tutaj kończy się cywilizacja. Na krętej, śliskiej, kamienistej drodze raz po raz mijają nas samochody. Dokąd jeżdżą ci wszyscy ludzie?
Zjazd kończy się w Ipari, deszcz również nieco traci na sile. Szare domki stoją tu przy ulicy pokrytej warstwą błota. Za mostkiem, przecinającym rwący strumień, znajduje się budka, w której kupuję paczkę ciastek. Obok zatrzymuje się kilka terenowych aut, wysiada z nich grupa turystów- Polacy. Nie mogą się nadziwić, że dotarliśmy tu na CZYMŚ TAKIM. Mój rower, tak bardzo niedoceniony…
Zdradliwe Urwiska
Dalej wąska droga prowadzi nas wzdłuż rzeki. Bez najmniejszego ostrzeżenia mżawka przeistacza się w niemal tropikalną ulewę. Ściana deszczu przysłania świat, a podróż błotnistą drogą przypomina przeprawę przez dżunglę w porze monsunów. Zaczyna robić się niebezpiecznie. Łupki skalne spłukane deszczem odłamują się z urwiska i pędzą w dół, koziołkując niczym kule armatnie. Słysząc głuchy łoskot, przebijający się przez jednostajny szum deszczu, przyspieszam gwałtownie by znaleźć się w bezpiecznym miejscu. W ten sposób udaje nam się pokonać ten niebezpieczny odcinek.
Kala Brunch
W rzęsistym deszczu dotaczamy się do Kala. Przy wjeździe do miejscowości znajduje się mały bar, prowadzony przez dwie młode, sympatyczne dziewczyny. Zatrzymujemy się pod dachem, by przeczekać ulewę i założyć suche ubrania. Zamawiam matsoni– ni to jogurt, ni zsiadłe mleko. Całkiem pożywne mleczne danie, podane z dużą ilością cukru. Kala leży rzut beretem od Uszguli, do pokonania zostało nam już tylko 9 kilometrów.
Siedząc pod zbitym z drewnianych bali daszkiem, możemy podziwiać miejscową architekturę: domki zbudowane są tu z szarego kamienia, tego samego, który wcześniej przeprowadzał na nas serię zamachów. Takie kamienie wykorzystywano także do budowy wież, łupki są łatwe w obróbce. Niskie chatki poustawiane są w ciasnych skupiskach, niczym stopnie, po których można wspiąć się na zbocza wzgórz. Tutejsze wioski składają się ze zbiorowiska takich pojedynczych osad, rozrzuconych w pewnej odległości od siebie. To, co nazywamy Uszguli, to w rzeczywistości zbiór mniejszych osiedli: Chvibiani Zhibiani, Chaazhashi i Murkmili, każde liczące po kilkanaście, lub ledwie kilka domostw.
W krainie śpiących olbrzymów
Za Kala zaczyna się podjazd. Wjeżdżamy coraz wyżej, a krajobraz powoli się zmienia. W końcu znikają niebezpieczne, łupkowe urwiska. Zamiast nich pojawiają się rozległe zielone łąki, gdzieniegdzie tylko przyozdobione pojedynczymi głazami. Jedno ze skupisk kamieni przypomina śpiącego olbrzyma, przysłoniętego zieloną kołdrą z traw.
Uszguli
Do celu zbliżamy się późnym popołudniem, w miarę upływu dnia niebo wypogadza się, a deszcz ustaje. Nagle, za zakrętem drogi, ukazują się mym oczom pierwsze kamienne wieże miasteczka, oświetlają je promienie słońca, przebijające spomiędzy chmur. W złocistym blasku, Uszguli wyłania się spośród okolicznych wzniesień, jawi się przed nami niczym Shangri- La, rajska kraina, skryta wśród wysokich gór.
Samo miasteczko, położone jest w malowniczych okolicznościach przyrody. Otaczają je jasnozielone łąki a w tle lśni biały szczyt Szkary. Ten pięciotysięcznik jest najwyższym szczytem Gruzji. Tu każde zdjęcie staje się małym dziełem sztuki. Liczne swańskie wieże wyłaniają się spomiędzy skupisk kamiennych domków.
Nocleg u swańskich górali
Już przy wjeździe do miasteczka zaczepia nas młody chłopak-naganiacz wskazujący drogę do gościnnnicy. Mimo jego usilnych próśb, decydujemy się najpierw sprawdzić ceny w centrum. Nocleg pod dachem jest nam potrzebny. Mokrzy i zmarznięci chcemy wysuszyć ubrania i podładować baterie oraz power banki.
Ostatecznie wybieramy domek położony na początku centralnej osady, wynegocjowaliśmy cenę 30 lari za noc, z kolacją. Drogo. Hotelik mieści się w zwykłym parterowym domku z dużym podwórkiem. Biegają po nim dzieci, dziewczynki wołają kusa, kusa do małych, puchatych piesków, z których kiedyś wyrosną potężne, kaukaskie bestie. Pokoje gościnne mieszczą się na piętrze, wiedzie tam osobne wejście, przez ganek. Można stąd podziwiać widok potężnej Szkary, jeśli akurat nie przysłaniają jej chmury. Dziś przysłaniają.
Pokoiki są ciasne, ale schludne, wyposażone minimalistycznie- dwa łóżka, krzesło. Ma wystarczyć. Zresztą na więcej mebli nie byłoby miejsca. Łazienka jest czysta i w końcu mogę wziąć normalną kąpiel, z której to możliwości ochoczo korzystam.
Nasza gospodyni, podobnie jak większość Swanów, nie ma w zwyczaju się uśmiechać, z twarzy górali ciężko wyczytać emocje. Na kolację dostajemy bogato zastawiony stół. Nie mogło, oczywiście, zabraknąć chaczapuri orazsałatki z pomidorów i ogórków. Poza tym mamy też mięsa, sery i inne smakołyki. Miło jest zjeść porządną wieczerzę. Nocleg w łóżku też jest przyjemną odmianą od spania na karimacie
Zwiedzanie Uszguli
Rankiem nad osadą wiszą ciemne chmury. Chyba nie uda nam się wysuszyć przemoczonych ubrań. Podczas, gdy Marcin pozostaje w pensjonacie, ja wybieram się na krótką wycieczkę krajoznawczą, grzechem byłoby nie zapuścić się dalej w uliczki wioski.
Najwyżej położona wioska w Europie?
Uszguli uzurpuje sobie tytuł najwyżej położonej wioski w Europie. Jeśli przyjmiemy, że faktycznie w niej leży, to wysokość sięgająca 2100 m n.p.m. rzeczywiście klasyfikuje osadę w ścisłej czołówce. Odosobniona lokalizacja wioski, pośród wysokich gór, z dala od asfaltowych dróg, pozwoliła jej utrzymać swój niepowtarzalny charakter. Początki osady sięgają IX wieku i spacerując pośród kamiennych wież można odnieść wrażenie, że od tego czasu niewiele się tutaj zmieniło. Zapuszczając się w głąb wąskich, zabłoconych ścieżek Uszguli, odbywamy podróż w czasie do innego świata. Spacer najlepiej byłoby odbyć w kaloszach- dzięki ostatnim deszczom ulicami spływa błotnista breja, wymieszana z krowim łajnem.
Dróżki są wąskie, klaustrofobiczne, wrażenie ograniczonej przestrzeni potęgują tu strzeliste wieże, pnące się ku niebu. Gospodarstwa nie są niewielkie. Niski domek, zbudowany z tych samych skał, z których wzniesiono wieże, ogrodzony jest zwykle większym lub mniejszym podwórzem. Zakątki nikomu nie potrzebne porosły wysokimi chwastami, na uboczu leżą wraki starych samochodów. Zabawnie jest obserwować, jak stare przeplata się tu z nowym. Na ogrodzeniu jednej z małych, kamiennych chat, bieli się dumnie talerz anteny satelitarnej.
Wieża Supar
Nad Uszguli góruje samotna wieża. Z pozoru niczym nie wyróżnia się z tłumu jej podobnych, jednak na drugi rzut oka możemy dostrzec, że jest ona nieco ciemniejsza od pozostałych.
Jeśli wierzyć postawionej obok tabliczce, miała być zimową siedzibą królowej Tamary. Ta, żyjąca na przełomie XII i XIII wieku władczyni jest uwielbiana przez Gruzinów, którzy okres jej rządów określają mianem Złotego Wieku. Wieża nosi nazwę Supar, co w języku Swanów oznacza miejsce zgromadzeń. Odbywały się tu wiece, w czasie, których podejmowano ważne decyzje natury politycznej. Supar i kościół jest ostatnią pozostałością większego kompleksu fortyfikacji, w którego skład wchodziły jeszcze trzy wieże i obwałowania. Niestety, zostały one zniszczone przez sowietów w latach 30. Z kamieni, które pozostały po ich destrukcji, powstało wiele dzisiejszych farm.
Kamienne wieże w Swanetii
Przechadzka pomiędzy wieżami to dobra okazja, by przyjrzeć im się bliżej. Są smukłe, wysokie na dwadzieścia kilka metrów. Wysokość równa jest obwodowi podstawy, wieże zwężają się ku górze tylko nieznacznie. Jedyną przerwę w grubym, kamiennym murze stanowią wąskie okienka- otwory strzelnicze. Szczyt fortecy, niczym korona, wieńczą lekko spadziste dachy, oparte o machikuły- ganki obronne, wystające przed lico muru. Otwory w machikułach umożliwiały ostrzeliwanie wroga stającego tuż pod wieżą. Samo wejście do domowej fortecy, umieszczone było wysoko, na poziomie- mniej więcej- pierwszego piętra.
Mieszkańcy wchodzili po drabinie, którą następnie wciągali do środka. Ktokolwiek porwałby się na zdobycie takiej twierdzy, musiałby dysponować równie licznym, co zdeterminowanym odziałem. Wnętrza, mroczne i duszne, oświetlały brzozowe pochodnie. Dziś większość wież służy jako przydomowy składzik, a rodziny zamieszkują kwadratowe przybudówki.
W Uszguli kwitnie turystyka
Ze wzgórza, górującego nad wioską, obserwuję, jak w dole zatrzymują się busy z turystami. Z aut wysypują się grupki kolorowo ubranych ludzi, tak innych od mieszkańców Uszguli. Grupy przybyszy wyciągają aparaty i zaczynają pstrykać zdjęcia, niczym satelity zataczając kręgi po orbicie samochodów. Wielu z nich udaje się w stronę publicznej toalety, zawieszonej nad urwiskiem, bezpośrednio nad rwącymi wodami rzeki Inguri. Inni, wytrwalsi, decydują się na krótką wspinaczkę w kierunku wieży Supar. Nieliczni, odważni, najbardziej ciekawscy, postanawiają zapuścić się kilka kroków w głąb skąpanych błotem uliczek. Mija kilka chwil i tłumek pakuje się z powrotem do aut, odjeżdża do Mestii.
Tymczasem życie toczy się swoim rytmem...
Podczas gdy nowe busy przyjeżdżają i odjeżdżają mieszkańcy Uszguli żyją własnym życiem. Niektórzy kręcą się przy obejściu, inni pracują na małych poletkach, wyznaczonych przez krzywe, drewniane płotki, rozciągające się na obrzeżach wioski.
Na odległym krańcu osady zaczyna się droga na Szkarę. Po drodze mijam zamknięte na cztery spusty muzeum. Być może dałoby się znaleźć kogoś, kto posiada klucz, ale w zasadzie nie widzę potrzeby, by to robić. Całe Uszguli to jeden wielki skansen. W pobliżu szlaków pojawiają się grupki alpinistów. Z wypchanymi po brzegi, wielkimi plecakami brną w błocie, kierując się w stronę białej góry. Mijane po drodze, ogromne psiska, wydają się kompletnie niezainteresowane obecnością obcych ludzi.
Najgorszy bar w Gruzji
Pomysł zaoszczędzenia kilu lari na śniadaniu okazał się chybiony. W barze naprzeciwko obsługują nas trzy leniwe Swanki o posępnych twarzach. Zamawiamy frytki za sześć lari i piwo. Na frytki przychodzi nam czekać pięćdziesiąt minut (!). W tym czasie mamy okazję podziwiać lokal. Z odrapanej ściany odpadł już prawie cały tynk. Śmieci podlegają segregacji- na puste butelki i całą resztę. Przy czym butelki składowane są na wielkiej kupie, tuż przy ogrodzeniu, po mojej prawicy. Wolę nie wiedzieć gdzie jest reszta śmieci.
Gdy czekamy na posiłek uliczki Uszguli przemierza niecodzienny wędrowiec. Samotny dziadek, z miną pytającą „co ja robię tu?” przemierza ścieżki miasteczka, raz po raz zaczepiając mijanych przechodniów, zdaje się czegoś szukać. Jego łamany angielski, wypowiadany ze skandynawskim akcentem nie pozwala mu na osiągnięcie porozumienia ni to z miejscowymi, ni z napotkanymi turystami. Wędrowiec kilkukrotnie pojawia się i znika na horyzoncie zdarzeń, niczym w scenie wyjętej z filmów Davida Lyncha, podczas gdy my, po długim oczekiwaniu, konsumujemy ociekające tłuszczem i niedosmażone frytki. Pod żadnym pozorem nie odwiedzajcie tej knajpy.
Pożegnanie z Uszguli
Po niezbyt obfitym posiłku nadchodzi pora pożegnania z Uszguli. Na krótkim, katorżniczym podjeździe w górę wioski, spalamy kalorie zdobyte na frytkach i kierujemy się na szlak. Kamienista, terenowa droga, na mapie oznaczona jako szlak 4×4, prowadzi nas dalej w góry, w stronę przełęczy Zagaro i dalej, do Dolnej Swanetii...
3 Replies to “Kamienie śpiewają w Uszguli”
Interesujące. Mam pytanie czy autor do Gruzji dojechał rowerem?
Doleciał samolotem 😉 Ale po Gruzjii, Armenii i Karabachu jeździł już na rowerze 🙂
Bardzo dużo podróżuję dlatego artykuły przykuły moją uwagę.
Kompletnie o tych miejscach wcześniej nie słyszałem, mimo, że w Gruzji już byłem.
Podsyłam znajomym.