Cały dzień jazdy na rowerze w lipcowym słońcu. Pot, kurz i łzy. Nocleg na dziko. Brak łazienki. Brak prysznica. Dramat, rozpacz i w ogóle degrengolada. Mniej więcej takie pojęcie o wyprawach rowerowych często mają osoby postronne, które w podróży nie akceptują noclegu poza hotelem i nie uznają środków transportu innych niż samochód i samolot. Nie da się ukryć, że na wyprawie warunki bywają spartańskie, ale czy rzeczywiście wygląda to tak źle? Mimo wszystko, w trosce o zdrowie i dobre samopoczucie swoje oraz napotkanych po drodze osób, w trakcie podróży warto zadbać przynajmniej o podstawowy higieny. Tylko jak to osiągnąć? Jak żyć Panie Premierze? Jak żyć bez prysznica? Dowiecie się z niniejszego poradnika.
Dlaczego higiena w podróży jest ważna?
Krótka odpowiedź brzmi: z tego samego powodu, dla którego ważna jest w codziennym życiu. Nie będę ukrywać, że w czasie podróży rowerowej, która trwa kilka tygodni, raczej nie da się cały czas pozostać świeżym i pachnącym. Niemniej, choćby ze względu na nasze zdrowie, w podróży powinniśmy zadbać przynajmniej o niezbędne minimum higieny. Brud stanowi też doskonałą pożywkę dla rozmaitych drobnoustrojów, a zaniedbując czystość, łatwo możemy nabawić się rozmaitych dolegliwości. Począwszy od zatruć pokarmowych, przez choroby skóry, grzybice, a w ekstremalnych przypadkach nawet groźne pasożyty. Poza tym śmierdząc, zrażamy do siebie ludzi.
Jakkolwiek strasznie by to wszystko nie brzmiało, nie musicie się martwić. Wbrew pozorom, nawet wielotygodniowa wyprawa rowerowa wcale nie jest równoznaczna z nieustannym syfem i smrodem. Mało tego, jeśli wiemy co robić, wówczas ilość rzeczonego syfu i smrodu da się nawet zredukować do akceptowalnego minimum.
Dlatego w niniejszym wpisie postaram się dość szczegółowo omówić kilka aspektów związanych z wyprawowym sanitariatem:
- Przybory higieniczne, które warto zabrać na wyprawę rowerową;
- Jak dbać o higienę naszego ciała;
- Świeża odzież, czyli pranie i suszenie ciuchów na wyprawie rowerowej;
- Utrzymanie w czystości naszego ekwipunku.
1. Przybory higieniczne, które warto zabrać na wyprawę rowerową;
Jeśli w podróży chcemy dbać o czystość, koniecznie musimy poczynić pewne przygotowania już na etapie pakowania gratów. O tym co warto ze sobą zabrać w podróż, przeczytacie poniżej.
Wyposażenie kosmetyczki podróżnika
Kosmetyczka powinna stanowić ważny element naszego wyprawowego ekwipunku, a znajdą się w niej rzeczy, które pomogą nam utrzymać nasze ciało we względnym porządku. W celu nabycia odpowiedniego zaopatrzenia warto udać się do drogerii. W drogeriach często mają dział z przedmiotami przeznaczonymi do podróży samolotem. Przedmioty takie są małe i poręczne. Kupicie m.in. malutkie buteleczki, które mieszczą się w standardowym limicie lotniczym (100 ml). Znajdziecie także karłowate pasty do zębów, maleńkie żele pod prysznic itp. Jest w czym wybierać, natomiast kompletując kosmetyczkę zdecydowanie warto zachować umiar. W końcu będziemy to potem ze sobą wozić. Dlatego poniżej wrzucam listę przedmiotów, które wchodzą w skład mojej wyprawowej kosmetyczki:
- Szczoteczka i pasta do zębów – tego chyba nie trzeba tłumaczyć. Niektórzy zabierają szczoteczkę złamaną w połowie, aby zaoszczędzić nieco miejsca. Ja z kolei polecam składaną szczoteczkę turystyczną. Można taką kupić m.in. właśnie w Rossmannie.
- Szare mydło – zabieram szare mydło nie tylko ze względu na to, że jest ekologiczne (a w końcu będziemy używać go na łonie natury). Ale także ze względu na jego wielofunkcyjność. Mydło posłuży nie tylko do mycia ciała, ale także do mycia głowy, oraz skutecznie zastąpi proszek do prania.
- Dezodorant z antyperspirantem – ponieważ na wyprawie rowerowej będziecie się sporo pocić. A jeśli już będziecie mieli okazję umyć się szarym (a więc bezzapachowym) mydłem, wówczas warto również odświeżyć się przy użyciu dezodorantu.
- Szampon w małej buteleczce – od czasu do czasu głowa wymaga dokładniejszego mycia. A jeśli zdecydujemy się nocować na campingu (gdzie będzie do dyspozycji prawdziwy prysznic) wówczas wręcz wypadałoby skorzystać z okazji…
- Mała gąbka do mycia ciała – bo aby porządnie umyć ciało, pokryte mieszaniną kurzu i potu, same dłonie nie wystarczą. Osobiście do mycia ciała używam standardowej gąbki do naczyń. Zajmuje mało miejsca i posiada stronę skrobiącą, która dobrze ściąga brud.
- Płyn do mycia naczyń w (bardzo) małej buteleczce i jeszcze jedna gąbka – bo czasami sama woda po prostu nie wystarczy. Niestety, menażki turystyczne lubią przypalać jedzenie, a żeby pozbyć się śladów spalenizny, czasem trzeba wytoczyć działa ciężkiego kalibru…
- Żel antybakteryjny – do mycia rąk przed jedzeniem. Warto stosować, jeśli nie chcemy ryzykować nieprzyjemnych konsekwencji jedzenia brudnymi rękami.
Co jeszcze warto spakować do sakwy?
Poza wyposażeniem kosmetyczki, warto zabrać jeszcze kilka przedmiotów, które pomogą nam w utrzymaniu czystości:
- Chusteczki nawilżane – takie do mycia niemowląt. Jest to zdecydowanie jeden z najważniejszych wynalazków w historii ludzkości (zaraz po ogniu, rolnictwie i trytytkach). Chusteczki te myją. Co myją? Wszystko! Różne miejsca na naszym ciele, nasze naczynia, sztućce, cokolwiek. Są bardzo użyteczne, gdy chcemy szybko doprowadzić brudne ręce do akceptowalnego stanu (np. jeśli akurat łataliśmy dziurawą dętkę). Albo, jeśli ktoś właśnie dotykał ramę naszego roweru tłustymi paluchami! Po prostu przez całą podróż warto wziąć ze sobą dużą paczkę.
- Papier toaletowy – służy nie tylko do celu, do którego został przeznaczony. Ze względu na dobre właściwości chłonące, papier toaletowy przyda się np. do osuszania umytych naczyń i sztućców. Warto dbać o to, by mieć go spory zapas. Np. na wypadek, gdyby dopadły nas w trasie srogie konsekwencje jedzenia brudnymi rękami…
- Ręcznik szybkoschnący – wykonany z mikrofibry ręcznik turystyczny bardzo dobrze chłonie wilgoć. Niektórzy nie przepadają za tego typu wyrobem, ze względu na specyficzny sposób, w jaki osusza nasze ciało (po prostu ciężko się tym dobrze wytrzeć…). Dosuszenie tradycyjnego ręcznika w warunkach polowych jest często niemożliwe, w konsekwencji czego szybko pojawia się smród stęchlizny. W porównaniu z tradycyjnym ręcznikiem, ręcznik turystyczny ma ogromną zaletę – schnie bardzo szybko.
- Worki na śmieci – w czasie wyprawy rowerowej możemy bardzo łatwo uświadomić sobie jak wiele śmieci produkuje w czasie swojego żywota przeciętny przedstawiciel gatunku homo sapiens. Każdego ranka, czeka nas wywóz z miejsca obozowiska większego lub mniejszego wora z odpadami. Dlatego warto mieć ze sobą zapas tychże worków.
- Szmatka – taka zwykła, bawełniana szmatka. Gdyby trzeba było coś wytrzeć. W sumie nie ma o czym się rozpisywać…
2. Jak dbać o higienę w podróży?
Wiemy już co spakować do sakw, wciąż jednak pozostaje pytanie: jak to wszystko wykorzystać w praktyce? Pranie, zmywanie, prasowanie* – wszystkie te czynności mogą wydawać się dość abstrakcyjne w kontekście wielotygodniowej jazdy rowerem, połączonej ze spaniem po krzakach. Na szczęście nie taki diabeł straszny jak go malują, a jeśli wyrobimy sobie odpowiednie nawyki, wówczas wszystkie powyższe prace staną się naszą drugą naturą (tak jak w normalnym, codzienny życiu).
*No dobra, z tym akurat żartowałem…
Zacznijmy od sprawy fundamentalnej:
Prysznic, a spanie na dziko – jak to pogodzić?
Powyższe pytanie jest jednym z najczęściej powtarzanych, kiedy opowiadam osobom postronnym o moich rowerowych wojażach. Faktycznie, koncepcja noclegu na dziko w pierwszej chwili może kojarzyć się z koniecznością niemycia się przez określony przedział czasu. Bo i gdzie się kąpać? Oczywiście rozwiązanie problemu jest prozaiczne. Trzeba tylko przestawić się na inny tryb myślenia i nauczyć się dostrzegać wannę i łazienkę tam, gdzie inni widzą jezioro, strumień, rzekę…
Gdzie możemy wziąć kąpiel?
Odpowiedź brzmi: wszędzie. Wszędzie tam, gdzie jest woda. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że najlepiej sprawdzają się w tym celu duże zbiorniki wodne, czyli jeziora. Na drugim miejscu stawiam górskie strumienie, które są z reguły bardzo zimne i nie da się w nich zanurzyć (bo są płytkie). Rzeki, zwłaszcza te duże i w dolnym biegu bywają po prostu brudne (choć to zależy od regionu, w którym się znajdujemy i zdarzają się od tej reguły chlubne wyjątki), a małe stawy (zwłaszcza stawy hodowlane) i starorzecza są brudne i śmierdzą mułem.
Wy widzicie piękne jezioro, ja widzę ogromną wannę…
Kąpiel w dużej, głębokiej rzece może też być niebezpieczna, dlatego, jeśli już decydujemy się na taki krok, warto wybierać miejsca płytkie, najlepiej takie, gdzie ewidentnie kąpią się mieszkańcy (albo po prostu widzimy dno).
Na szczęście człowiek to taka bestia, co posiada potrzebę obcowania z naturą. Dlatego w pobliżu większych cieków wodnych zwykle znajdziecie dzikie plaże i kąpieliska albo po prostu miejsca z dojściem nad wodę, wykorzystywane np. przez wędkarzy. Najłatwiej je odnaleźć skręcając w boczne ścieżki, odbijające od drogi, którą jedziemy.
Ze względu na możliwość kąpieli, warto:
- Wyznaczyć trasę naszej podróży tak, aby przebiegała w pobliżu jezior, rzek i innych zbiorników wodnych nadających się do kąpieli;
- Warto zaplanować wcześniej miejsca noclegów właśnie tak, aby wypadały w miejscu z dostępem do wody;
Niestety, zwłaszcza punkt drugi, choć brzmi wspaniale, w praktyce często jest nierealny do zrealizowania. Choćby ze względu na konieczność pokonywania określonych dziennych dystansów. Jeśli ogranicza nas czas i naszą trasę planujemy tak, że musimy przejechać np. 70 km dziennie, wówczas prawdopodobieństwo, że dzienny dystans pokrywać się będzie z potencjalnym kąpieliskiem, są relatywnie małe (chyba że akurat jedziemy przez pojezierza).
UWAGA!
Biorąc kąpiel w naturalnych zbiornikach wodnych korzystamy tylko i wyłącznie z mydła, które dla środowiska (zwłaszcza w ilościach, które możemy wyprodukować w czasie kąpieli) jest nieszkodliwe. Mydła w reakcji z solami wapna/magnezu tworzą osad mydeł wapniowych, który osiada na dnie i tam jest skutecznie unieszkodliwiany. Niestety, sytuacja wygląda zupełnie inaczej w przypadku syntetycznych detergentów, takich jak szampon do włosów! Szampon reaguje z wodą bardzo słabo i pozostanie w niej przez długi czas, zmieniając napięcie powierzchniowe, zmieniając także napięcie komórkowe żyjących w wodzie organizmów. Dlatego w rzece głowę myjemy tylko mydłem!
Kiedy brać kąpiel?
Ze względu na powyższe, w czasie wyprawy rowerowej trzeba być oportunistą i powinniśmy korzystać z każdej nadarzającej się okazji, aby obmyć swe spocone ciało.
Widzisz fajne jeziorko? Wskocz do niego! Z przydrożnej skały wypływa strumień? Obmyj w nim twarz i ręce.
Takie kąpiele w ciągu dnia pozwalają odświeżyć się i ochłodzić w czasie upału. Oczywiście raczej nie będziemy w ich czasie korzystać z mydła (w ciągu dnia nie ma to nawet sensu, bo kontynuując jazdę znów zaczniemy się pocić). Niemniej nawet sama woda pomoże nam zmyć z siebie nadmiar soli, która wydzielana wraz z potem odkłada się na skórze w dużych ilościach.
Porządną kąpiel należy wziąć wieczorem. Po całym dniu jazdy w słońcu nasze ciało lepi się od potu. Jeśli udało nam się rozbić nad wodą, wówczas problemu nie ma. W zależności od możliwości bierzemy mydło i albo wskakujemy do wody (opcja przyjemna), albo obmywamy się, stojąc na brzegu (opcja mniej przyjemna). Jednak co zrobić, jeżeli nasza niemal idealna miejscówka ma tylko jedną wadę i jest nią akurat brak zaplecza kanalizacyjnego?
Cóż, wówczas nie pozostaje nam nic innego jak umyć się w butelce wody. Dosłownie. Dlatego warto wieczorem zawsze wozić ze sobą spory jej zapas (tak 3 litry na głowę to minimum, jeśli chcemy gotować i myć się, a w okolicy nie ma zbiornika z H2O).
Jak umyć się w butelce wody?
Aby dokonać kąpieli, potrzebne będą nam następujące przedmioty:
- butelka PET wypełniona H20 (między 1 a 1,5 litra),
- mydło,
- gąbka,
- ręcznik (opcjonalnie)
Standardowa butelka PET o pojemności 1,5 litra stanowi wystarczająco duży magazyn bezbarwnego płynu, aby dokonać ablucji całego ciała (i jeszcze trochę zostanie), A osobiście jestem w stanie umyć się w 1l wody. Zgromadziwszy niezbędne przyrządy, powinniśmy udać się w ustronne miejsce (np. za namiot) i pozbyć się odzieży. Proces mycia w butelce przeprowadzić należy w zgodzie z niniejszymi instrukcjami:
- Porcję wody z butelki należy wprowadzić na gąbkę,
- Korzystając z owej gąbki, szybkimi ruchami należy rozprowadzić warstwę wilgoci po powierzchni ciała,
- Nawilżone ciało energicznie pocieramy mydłem, szczególną uwagę zwracając na miejsca strategiczne, takie jak pachwiny, krocze, pachy (tam gdzie pocimy się najintensywniej),
- Ważne! Po naniesieniu warstwy mydła należy spłukiwać ciało przy pomocy gąbki nasączonej wodą z butelki. Pozwoli to zminimalizować zużycie wody i umożliwi opłukanie ciała przy ograniczonej jej ilości.
Nie jest to może najprzyjemniejszy sposób brania kąpieli, a efekt daleki jest od ideału ale, jak mawiał George W. Bush: na bezrybiu Irak ryba i mycie w butelce jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż absolutny brak kąpieli.
Czy warto kupić prysznic turystyczny?
W tym roku po raz pierwszy skusiłem się na zakup prysznica turystycznego, na który natknąłem się w znanym sklepie turystycznym, słynącym z przystępnych cen i masowej produkcji. Taki prysznic to dość prosta konstrukcja. Składa się z:
- wodoszczelnego worka,
- krótkiego wężyka z zaworkiem i końcówką prysznicową.
Prysznic turystyczny w akcji.
Zasada działania jest banalnie prosta: napełniony wodą wór wieszamy na drzewie. Siła grawitacji robi swoje i po otwarciu zaworka woda wydostaje się przez końcówkę, tworząc charakterystyczną, prysznicową fontannę.
Jak sprawdza się to w praktyce? Rewelacyjnie! Muszę przyznać, że taki prysznic zdecydowanie bije na głowę butelkę z wodą, jest również zdecydowanie lepszy niż mycie się w wodzie przez obmywanie (kiedy nie możemy całkiem zanurzyć się w wodzie, bo np. jest za płytko). Rozproszony strumień pozwala spłukać się bardzo dokładnie, a duża pojemność prysznica sprawia, że nie musimy się śpieszyć.
Niestety, rozwiązanie to ma swoje wady:
- Ze względu na dużą pojemność (20 l), aby korzystać z prysznica konieczne jest źródło wody w pobliżu obozu;
- Prysznic musi być zawieszony na drzewie. Brak drzewa = brak kąpieli…
Mimo wszystko uważam kąpiel pod takim ustrojstwem za najlepszy substytut prawdziwego prysznica, jaki możemy uzyskać na wyprawie rowerowej. Od tego roku na stałe zagości on w moim ekwipunku.
Kupując prysznic turystyczny, warto pamiętać, że:
- Występują w różnych pojemnościach. 40 l to zdecydowanie za dużo. Mój ma 20 l, ale nawet o połowę mniejszy prysznic spokojnie wystarczyłby dla jednej osoby;
- Prysznic musi mieć wężyk, W przeciwnym wypadku będziecie mieć problem z opłukiwaniem sobie nóg;
- Razem z prysznicem musicie zabrać ze sobą długi, mocny (20 l = 20 kg) i odporny na przetarcie (będzie szorował po korze drzewa) sznur.
Co robić, kiedy po prostu nie da rady się wykąpać?
No dobra, czasami po prostu nie da rady. Może akurat złapała nas burza i nie chcemy już wystawiać nosa z namiotu. A może temperatura na zewnątrz spadła tak bardzo, że nawet największy twardziel nie znajdzie w sobie tyle siły woli, żeby sterczeć na zimnie i polewać plecy wodą z butelki w rytm szczekających zębów. Czy w takiej sytuacji musimy iść spać brudni? Nie koniecznie! Z ratunkiem śpieszą nawilżane chusteczki dla niemowląt. Kilka chusteczek pozwoli obmyć przynajmniej strategiczne miejsca, a reszta ciała będzie musiała poczekać na okazję do porządnej kąpieli…
3. Jak utrzymać (w miarę) świeżą i czystą odzież?
Nawet jeżeli będziemy mieć okazję popływać wieczorem w krystalicznie czystym jeziorze, nasze ciało nie pozostanie zbyt długo świeże, jeśli wszystkie nasze ubrania będą brudne, przepocone i śmierdzące. Tylko jak utrzymać odzież we względnej czystości w trakcie długiej podróży?
Zasada trójek, czyli jak powinniśmy spakować się na wyprawę
Przede wszystkim, powinniśmy zacząć od rozsądnego pakowania. Warto trzymać się świętej zasady trójek, która mówi, iż wszystkie ubrania zabieramy dokładnie w trzech egzemplarzach. A zatem:
- 3 pary gaci,
- 3 pary skarpet,
- 3 koszulki,
- 3 pary spodni (osobiście polecam 2x krótkie 1x długie),
- 3 koszulki,
- 3 sztuki odzieży wierzchniej (koszula z długim rękawem + polar + kurtka).
Wyjątkiem od tej reguły jest 1 komplet bielizny termoaktywnej, który przyda się w razie nagłego spadku temperatury. Filozofia zasady trójek jest bardzo prosta: jeden komplet ciuchów mamy na sobie, a drugi (brudny) czeka na wypranie. Po co więc trzeci? Ano, na zapas. Gdybyśmy np. nie mieli możliwości przeprowadzenia prania. Albo, gdyby parę gaci zjadła nam krowa (shit happens!).
Gdzie, jak i kiedy zrobić pranie?
Pranie w trakcie wyprawy rowerowej najlepiej przeprowadzać równocześnie z kąpielą. Wówczas pieczemy dwa ptaki jednym kamieniem (czy jakoś tak). Do prania stosować będziemy nasze spracowane dłonie oraz szare mydło, które sprawdza się całkiem nieźle jako biodegradowalny środek piorący. Pamiętajcie, że większość zanieczyszczeń, które przyjdzie nam zmywać z ubrania to kurz, pot i inne wydzieliny naszego ciała, a więc substancje naturalne i dość łatwe do sprania. Podczas prania warto szorować jedną częścią ubrania o drugą, szczególną uwagę poświęcając okolicom pach (w przypadku koszulek) oraz skarpetkom.
Tak to wygląda w praktyce.
Naszą pralkę stanowić będą rzeki, strumienie, jeziora, i dowolne inne zbiorniki wyposażone w relatywnie czystą wodę (pranie pod prysznicem turystycznym jest raczej średnio wydajne). Najlepiej sprawdza się tutaj wodospad, który działa jak naturalna pralka bębnowa i odwali za nas większość roboty. Niestety, wodospadów nie spotyka się co dzień.
Cieszę się, bo znalazłem pralkę
Pranie można zrobić też np. w umywalce na stacji benzynowej bądź w galerii handlowej. Podobnie jak w przypadku kąpieli, warto korzystać z każdej nadarzającej się okazji, aby zrobić pranie.
UWAGA!
Podobnie jak w przypadku kąpieli, do prania używamy wyłącznie mydła!
Jak suszyć ubranie?
Tak więc pranie robimy każdego wieczora lub w dowolnej innej porze dnia, jeśli tylko uda nam się dorwać do wody. Tylko gdzie to wszystko potem suszyć? Przede wszystkim nie pakujcie mokrych ciuchów do sakwy, bo zaśmierdną i będzie koniec świata! Zakładając wieczorne pranie, możemy powiesić ubrania na sznurku rozciągniętym w pobliżu namiotu. Wówczas mamy niewielką szansę, że w czasie ciepłej nocy część ubrań nad ranem będzie w miarę sucha. Niemniej te szanse są relatywnie niewielkie.
Czasem wypraną odzież suszyć będziecie w ten sposób…
W trakcie wyprawy rowerowej najlepszym narzędziem do suszenia ubrań jest bez najmniejszych wątpliwości nasz własny rower. Ubrania suszymy w czasie jazdy, a słońce i wiatr pomogą nam w tym zadaniu. Mokry ręcznik, koszulki i gacie należy rozwiesić na sakwach. Można do tego wykorzystać uchwyty i troki, które na owych sakwach się znajdują. Warto też zabrać ze sobą kilka spinaczy. Do suszenia skarpet całkiem nieźle nadaje się rama lub kierownica. Przy odrobinie kreatywności całą powierzchnię roweru możemy wykorzystać jako wielką, mobilną suszarkę. Przy dobrej pogodzie ubrania będą suche w okolicach południa.
… ale najczęściej wygląda to tak.
O czym warto pamiętać?
- Jeśli dzień jest upalny, mokre koszulki możemy suszyć na sobie. Zaoszczędzimy w ten sposób jedną czystą koszulkę, jednocześnie chłodząc swoje ciało w trakcie gorącego poranka;
- Ubrania rowerowe schną szybko. Podobnie ręcznik szybkoschnący, którego nazwa nie jest jedynie chwytem marketingowym. Zdecydowanie wolniej schną bawełniane gacie i skarpety. Dlatego te części garderoby warto kupować w ciemnych barwach (ciemne kolory lepiej absorbują energię słoneczną).
Brudne ciuchy na czas transportu warto zawinąć w gruby, foliowy worek, aby odizolować je od reszty bagażu (smród).
Jak utrzymać w czystości ekwipunek?
W czasie długiej podróży konieczne jest dbanie także o czystość naszego sprzętu. Sakwy warto od czasu do czasu porządnie wytrzepać – często dostają się tam okruszki i śmieci, które gromadzą się na dnie i nie mają możliwości wydostania się na zewnątrz. Nieco więcej uwagi powinniśmy poświęcić innym częściom naszego wyposażenia, w szczególności polowej kuchni…
Zmywanie naczyń w trakcie wyprawy rowerowej
Jeśli decydujemy się na samodzielne przygotowywanie potraw, wówczas musicie liczyć się z koniecznością zmywania naczyń po każdym posiłku. W warunkach wyprawowych musimy uwzględnić ten szczegół podczas wieczornego uzupełniania zapasu wody, jako że przeważnie zmuszeni będziemy wykorzystywać w tym celu własne zapasy. Woda z rzek i jezior jest brudna, może zawierać bakterie, wirusy i pasożyty, więc raczej nie polecam myć w niej przedmiotów, które służą do przygotowywania żywności.
UWAGA!
Pamiętamy, że syntetyczne detergenty, takie jak płyn dom mycia naczyń, mają negatywny wpływ na środowisko! Dlatego, nawet jeśli z jakiegoś powodu myjemy menażkę w rzece/jeziorze, kategorycznie nie wolno nam używać do tego celu płynu do mycia naczyń! Podobnie nie wylewamy zużytej wody z płynem z powrotem do rzeki!
Zmywanie utensyliów kuchennych w jeziorze raczej nie jest najlepszym pomysłem.
O czym warto pamiętać?
- Naczynia warto zmywać zaraz po posiłku, nim zdążą zaschnąć. Aby temu zapobiec, warto też zalać brudne naczynia niewielką ilością wody. Paradoksalnie pozwoli nam to zaoszczędzić sporo wody przy samym zmywaniu.
- Czasem, by domyć menażkę wystarczy sama woda. Niestety cienkie denka naczyń turystycznych sprawiają, że mają one tendencję do przypalania jedzenia. Aby domyć przypaloną menażkę, konieczna będzie gąbka i odrobina płynu (które wcześniej polecałem spakować).
- Umyte naczynia można wysuszyć z pomocą papieru toaletowego. Natomiast w silnym słońcu metalowe menażki bardzo szybko schną samoczynnie.
- Jeśli nasze zapasy wody są w stanie krytycznie niskim, wówczas do zmywania można wykorzystać chusteczki nawilżane. Pewnie nie jest to najzdrowsze rozwiązanie, jednak osobiście wolę mieć zapas wody pitnej (zwłaszcza, jeśli może być problem z szybkim uzupełnieniem go z rana).
- Jeśli używamy noża ze stali węglowej, koniecznie myjcie go tuż po przygotowaniu posiłku. Zwłaszcza jeśli używaliście go do krojenia cebuli, pomidorów czy innych soczystych warzyw i owoców. Potraktowana ich sokiem węglówka błyskawicznie chwyta rdzę. Dlatego na wszelkie poważne wyprawy polecam noże ze stali nierdzewnej.
W lipcowym słońcu naczynia schną błyskawicznie.
Utrzymanie czystości w namiocie i w obozowisku
Aby utrzymać wnętrze namiotu we względnym porządku, przede wszystkim powinniście starać się przygotowywać posiłki na zewnątrz. Oczywiście w miarę możliwości, bo warunki pogodowe (deszcz, zimno) lub okoliczności przyrody (komary) często skutecznie to uniemożliwiają. Warto również zabrać ze sobą do namiotu mały worek, w którym będziecie umieszczać odpady.
Grunt, żeby to potem po sobie posprzątać…
Druga sprawa to dbanie o porządek w okolicy obozowiska. Przede wszystkim nie chcemy zostawiać po sobie śmieci. A gdy rozbijacie się na dziko np. na czyimś polu, jeśli natkniecie się na właściciela ziemi, wówczas walające się wokół śmieci raczej nie pomogą Wam zjednać sobie jego przychylności. Dlatego wszystkie śmieci warto na bieżąco wrzucać do wora, który potem warto zawiesić na pobliskim drzewie (żeby w nocy nie dobrały się do niego zwierzęta). Rano wór oczywiście zabieramy ze sobą i wywalamy do najbliższego publicznie dostępnego śmietnika.
A co z rowerem?
Jeśli chodzi o rowerzystów i ich ukochane maszyny, to zasadniczo istnieją dwie szkoły:
- zwolennicy pierwszej starannie czyszczą swój jednoślad po każdej wycieczce,
- przedstawiciele opcji drugiej wychodzą z założenia, że czysty rower to powód do wstydu.
W czasie wyprawy rowerowej zdecydowanie polecam to drugie podejście, jako że próby utrzymania roweru w czystości podobne są do walki z wiatrakami. Rower kurzy się i brudzi od błota, pyłu, piachu, pada na niego deszcz itp. Jeśli nie możecie pogodzić się z faktem, że Wasz jednoślad po kilku dniach jazdy będzie paskudnie zakurzony, to przybijcie sobie piątkę z Syzyfem.
Odrobinę uwagi Warto jedynie poświęcić napędowi (ale też nie jestem pod tym względem fanatykiem). Łańcuch dobrze przetrzeć co kilka dni i naoliwić, jeśli w czasie jazdy słychać, że zdążył już wyschnąć.
Czyli to wszystko jest takie proste?
Przebrnęliśmy przez wszystkie punkty naszej higienicznej epopei. Korzystając z powyższych porad, będziecie w stanie zachować niezbędny poziom higieny nawet podczas wielotygodniowej podróży rowerowej. Przynajmniej teoretycznie.
Musicie wziąć poprawkę na to, że większość zamieszczonych w tekście porad tyczy się podróży w cieplejszych miesiącach. Kąpiele na łonie natury, jakkolwiek przyjemne by nie były, ciężko przedsięwziąć, kiedy temperatura spada poniżej 10 stopni. Dobra wiadomość jest taka, że w chłodne dni nie pocimy się za bardzo (chyba że na podjazdach…). Niestety, podbramkowych sytuacjach trzeba ograniczyć się do chusteczek nawilżanych i campingu co kilka dni.
Druga sprawa, która może pokrzyżować nam szyki to deszcz. Przedłużające się (np. kilkudniowe) opady blokują nam przede wszystkim możliwość przeprowadzenia prania i suszenia go potem na rowerze. Do tego mokre ubrania szybko zaczynają śmierdzieć, jeśli będziemy trzymać je w sakwach (a jeśli nie, to będą dalej moknąć). Tutaj ujawnia się słabość zasady trójek, jako że przy deszczach trwających dłużej niż 3 dni szybko zostaniemy zmuszeni do jazdy w brudnych gaciach. Zostaje tylko zacisnąć zęby i po przejściu opadów zrobić intensywne pranie.
Tak więc deszczu na wyprawach życzę Wam jak najmniej, za to jak najwięcej noclegów nad jeziorami. A czy Wy macie swoje patenty na zachowanie higieny? Zachęcam do dzielenia się swoimi doświadczeniami w komentarzach.
5 Replies to “Bród, smród i brak prysznica? Higiena na wyprawie rowerowej”
Piękny artykuł! Świetnie zbiera dostępną wiedzę. Chciałbym tylko zgłosić małe uzupełnienie w temacie prysznica turystycznego: firma Ortlieb robi bardzo funkcjonalne worki na wodę, które doskonale też nadają się do kąpieli. Worek złożony jest wielkości pięści, waży (z opakowaniem i końcówką prysznicową) 168 gramów, mieści 10l wody i ma genialne dwa regulowane troczki z klamrami, pozwalające wygodnie i pewnie przytroczyć go na bagażniku a przy kąpieli użyć do zaczepienia go np. na drzewie (choć zdarzało mi się też myć z worka wiszącego na rowerze – przydaje się regulacja troczków). Worek jest czarny, więc nagrzewa wodę słońcem, ale zainwestowanie nieco gazu do dogrzania 2-3 menażek też robi co trzeba – woda z worka będzie ciepła. Sprawdzone że w 10l mogą się z powodzeniem umyć dwie osoby, a łatwość przytroczenia do roweru oznacza, że woda może zostać nabrana niekoniecznie zaraz koło noclegu, tylko nieco wcześniej (10 dodatkowych kg się czuje na podjazdach, ale przecież nie jest to bloker). Polecam!
Cześć! Wielkie dzięki za podzielenie się doświadczeniami. Moja przygoda z prysznicami turystycznymi dopiero się rozpoczęła, więc nie mam tutaj jakiegoś szczególnie dobrego rozeznania. Prysznic z Decathlonu wziąłem na próbę, jako że był dosyć tani. Jest trochę za duży jak na moje potrzeby (jeździmy zwykle w 2 osoby), myślę że 10 litrów byłoby w sam raz. Ten worek Ortlieba wygląda naprawdę fajnie i jakość wykonania pewnie pozostawia Decathlon daleko w tyle (w końcu to Ortlieb). Szkoda tylko, że nie ma wężyka. Nie masz problemów z porządnym opłukaniem sobie nóg? Z drugiej strony 10l to nie tak dużo i pewnie można spokojnie trzymać go w ręce. Widzę też, że nie jest jakoś specjalnie drogi, więc pewnie z czasem też przesiądę się na “lepszy model” 😉
Też zacząłem próby od worka za 30zł 🙂 Ale poszedł do śmieci nawet bez jednego użycia – nieporęczne to, nie do użytku w trakcie wyjazdu. Ortlieba używam już kilka lat i jest ciągle bez zarzutu. Służy nie tylko do prysznica, ale także po prostu jako pojemnik na wodę – woda w nim nie zaśmierdza się, może być używana do gotowania. I zwykle tak jest – bez mycia głowy nawet po kąpieli dwóch osób z 10l w worku jeszcze trochę zostaje. Nigdy nie odczuwałem braku wężyka – w razie potrzeby jednym ruchem można z kranika worka zdjąć “kapturek” końcówki prysznicowej i wtedy z worka wypływa cienka strużka, która może np. omywać Ci nogi.
Do 3 razy sztuka (dodania komentarza). Nie chce mi sie powtarzac tego co pisalem wczesniej, ale robisz ZLE — rzeka to nie wanna. A poniewaz wlasnie jest znakomity tekst jak naprawde nalezy zachowac sie na trasie, wiec pozostaje mi podrzucic linka do przeczytania, przemyslenia i zastosowania: http://lukaszsupergan.com/leave-no-trace-sprzatanie-gory-smieci-toaleta-zwierzeta
Cześć. Pierwszy Twój post zignorowałem całkowicie świadomie m.in. ze względu na uwagi o braku mózgu, które uważam za wyjątkowo kiepski sposób na rozpoczęcie dyskusji 😉 Ogólnie, post nacechowany emocjonalnie zwiastuje raczej kiepskie perspektywy na jakąkolwiek rozsądną polemikę.
Skoro jednak kontynuujesz, to z chęcią odniosę się do Twoich uwag. Po pierwsze nie uważam, że robię cokolwiek ZŁEGO, jak sugerujesz. Zacznijmy od tego, że musimy rozróżnić stosowanie zwykłego mydła od detergentów takich jak płyn do mycia naczyń. Jeśli wczytałeś się w tekst, wówczas wiesz, że w kontekście zabiegów higienicznych wykonywanych bezpośrednio w naturalnych zbiornikach wodnych, wspominam wyłącznie mydło.
Dzieje się tak nie bez powodu. Mydła są połączeniem zasad i tłuszczy (najprostszą formę mydła możesz wykonać samodzielnie, wcierając popiół z ogniska w spocone w dłonie – tylko uwaga na poparzenia, które może wywołać mocno zasadowy odczyn roztworu!). Najstarsze znane ślady używania mydła znane są już ze starożytnego Egiptu i Mezopotamii, a mydło jako takie towarzyszy ludzkości od tysięcy lat. Wykorzystywane było zarówno do mycia się, jak i prania i, jak zapewne się spodziewasz, większość z tych czynności w czasach historycznych wykonywana była nie gdzie indziej tylko na brzegach rzek.
Tak więc jakikolwiek zgubny wpływ mydlin na środowisko naturalne wyklucza tu prosta logika – koryta wszystkich większych europejskich rzek, eksplorowane przez stulecia, do XX wieku (czyli do czasu rozprzestrzenienia się wynalazku pralki) zostałyby całkowicie wyjałowione i zupełnie pozbawione życia. Tak się jednak nie stało. Bynajmniej nie zamierzam tutaj ograniczać się do prostej logiki. Istnieją badania naukowe, które dowodzą, że mydliny należą do najmniej szkodliwych typów odpadów produkowanych przez ludzkość (żeby nie być gołosłownym: http://envs.au.dk/en/current/news/artikel/saebestoffer-er-ikke-skadelige-for-miljoeet/). W wodzie mydło bardzo szybko rozpada się na czynniki pierwsze. Nie ma takiej możliwości, aby ilość mydlin wyprodukowana przez osobę myjącą się, czy piorącą parę gaci i skarpet w rzece, miała jakikolwiek negatywny wpływ na środowisko naturalne. To są miligramy mydła, które znikną w ciągu kilkudziesięciu sekund, max kilku minut. Rzeka przerzuca w tym czasie dziesiątki, a czasem setki litrów wody.
Zupełnie inna kwestia dotyczy detergentów i do ich stosowania bynajmniej nikogo nie zachęcam. Szampon tylko na campingu, menażki myjemy w wodzie z bidonu/ przydrożnym kranie itp.
Tyle w kwestii Twoich zarzutów. Odniosę się jeszcze do “leave no trace” bo wydaje mi się, że warto tutaj objaśnić pewne kwestie. Ja jestem osobą, która szanuje przyrodę i jak najbardziej zgadzam się z tym, że należy minimalizować swój wpływ na okoliczną przyrodę (za zostawianie śmieci skazywałbym na obowiązkowe prace społeczne przy ich zbieraniu). Natomiast nie dajmy się zwariować. Filozofia “leave no trace” jest po prostu zabawnie naiwna w kontekście wypraw rowerowych czy w ogóle szeroko pojętej turystyki na sporym obszarze Europy. Już sama obecność szlaków turystycznych temu zaprzecza, bo czymże jest szlak, jeśli nie wytyczonym przez człowieka elementem, który (wraz z całą infrastrukturą mu towarzyszącą) inwazyjnie zaingerował w otaczający go krajobraz.
Zrozum, że 99% osób jeżdżących na wyprawy rowerowe nigdy nie zapuszcza się w nieskalaną ludzką obecnością dzicz. Ba, lasy pierwotne i inne pierwotne formy krajobrazu to na terenie całej Europy rzadkość i takie miejsca są ściśle chronione jako Parki Narodowe i ścisłe rezerwaty. Trzeba być niespełna rozumu, aby rozbić się w takim miejscu na “nocleg na dziko”.
Nie wiem, czy masz świadomość, ale zdecydowana większość krajobrazu naszego kontynentu na przestrzeni stuleci ludzkiej działalności została przeobrażona w ogromnym stopniu przez wylesianie, osuszanie, nawadnianie itp. “Leave no trace” brzmi co najmniej naiwnie w kontekście miejsc, na których cywilizacja już dawno odcisnęła swoje piętno.
Dbajmy o przyrodę, segregujmy śmieci, sprzątajmy po sobie. Starajmy się korzystać z natury rozsądnie, ale nie dajmy się zwariować. Rzeka, w której wypiorę swoje przepocone gacie, na całej długości swojego biegu ma kontakt ze znacznie groźniejszymi substancjami niż kilka miligramów “Białego Jelenia”.
A jeśli chcesz zrobić coś, co rzeczywiście ma znaczenie dla środowiska, to polecam zaprzestać korzystania z samochodu. Ja korzystam z innych środków transportu niż rower tylko, jeśli faktycznie jest taka potrzeba. Na co dzień jeżdżę rowerem do pracy (9km w jedną stronę), jeżdżę rowerem na wakacje i na zakupy. Robię w ten sposób więcej dobrego dla środowiska, niż czynię zła, piorąc przepocone gacie w rzece kilka razy do roku. Także mój eko bilans wychodzi na plus.
Pozdrawiam,
Artur