Po przekroczeniu granicy Sadachlo – Bagrataszen, wjeżdżamy do Armenii. Pierwszym napotkanym po drodze miastem jest Alawerdi, industrialny koszmarek. Relikt epoki socjalizmu, który popadł w ruinę po rozpadzie ZSRR
Sadachlo – Bagrataszen, przejście graniczne między Gruzją i Armenią
Tutaj Gruzini, Ormianie i Azerbedżanie mieszkają razem od pokoleń (…) Przyciągał ich bazar, który wyrósł spontanicznie pod koniec Związku Radzieckiego, a po paru latach stał się największym targowiskiem Kaukazu. Można tu było kupić i sprzedać wszystko, łącznie z bronią i narkotykami (kradzione na Zachodzie i sprowadzane przez Turcję samochody oraz rosyjskie łady i wołgi, ściągane bez cła z fabryk w Togliatti i Niżnym Nowogrodzie, trafiały na giełdę w pobliskim Gradabani). Gdy w Górskim Karabachu trwała wojna, w Sadachle Azerbejdżanie handlowali z Ormianami naftą, benzyną, olejem napędowym i opałowym. Detaliści przywozili towar w kanistrach i beczkach, mafie pchały całe cysterny do wrogiego kraju przez tutejsze przejście kolejowe.
Wojciech Górecki , Toast za przodków
Pogranicze kultur
Sadachlo leży po gruzińskiej stronie granicy. Bazar już nie istnieje, Micheil Saakaszwili, realizując program walki z korupcją i uszczelniając granicę, doprowadził do zamknięcia targowiska pod koniec 2005 roku. Tym samym blisko pół miliona Ormian, Azerów i Gruzinów zajmujących się handlem i szmuglerką, musiało zacząć się rozglądać za nowym źródłem utrzymania. Po rewolucji róż w Gruzji nastała nowa epoka, a zamknięcie bazaru w Sadachlo stało się jednym ze stempli, pieczętujących zmiany. Dziś w Sadachlo przedstawiciele trzech nacji, mimo dzielących różnic, żyją ze sobą w zgodzie. Wzajemne niechęci i uprzedzenia rozstrzygane są na polu ideologicznym. Stary Azer, któremu zdradzam plan naszej podróży, pochyla się nad mapą i, wskazując palcem tereny Republiki Górskiego Karabachu, cedzi przez zaciśnięte zęby: To są Azerskie ziemie.
W Sadachle skończyły się złote czasy, ale kto wówczas dorobił się na handlu, dziś nie musi narzekać na biedę. Chroniąc się przed upałem w cieniu drzewa, pijemy piwo z mężczyzną koło pięćdziesiątki. Tam pracuje mój brat. Mówi, wskazując warsztat po przeciwnej stronie ulicy. Ale ja nie muszę pracować. To mój warsztat! Uśmiecha się szeroko. Na pytanie, jak dorobił się własnego interesu, odpowiada wymijająco: Robiłem interesy. Kiedyś było dużo okazji, nie to, co dziś. Pytamy, czy bywa w Armenii. Jemu Nie lza…
Bagrataszen i pierwsze wrażenia z Armenii
Bagrataszen to miejscowość po ormiańskiej stronie granicy. Bazar napędzał gospodarkę przygranicznych regionów obu krajów, a do Bagrataszen ściągały tłumy mieszkańców pobliskiego Alawerdi, skupując świeże warzywa, owoce czy ubrania, które mogli potem odsprzedać z zyskiem w głębi kraju. Dziś na granicy wciąż kwitnie handel, choć nie na tak masową skalę, jak przed 2005 rokiem. Na przejściu granicznym złoty interes robią właściciele kantorów i sprzedawcy ubezpieczeń, a pomiędzy ich „biurami” kręcą się młode chłopaki, naganiając klientelę. Prawie dajemy się naciąć na ormiańską kartę SIM. W ostatniej chwili rezygnujemy z zakupu, całkiem słusznie. Później, w biurze operatora w Vanadzor okazuje się, że na granicy srogo byśmy przepłacili.
Pierwsza rzecz, jaka zwraca naszą uwagę w Armenii, to miejscowe samochody. Po tutejszych drogach jeżdżą jeszcze większe rupiecie niż w Gruzji. Zdecydowanie dominują tu importy z Rosji, stare łady, wołgi i moskwicze, ale nawet pośród tych perełek wschodnioeuropejskiej myśli motoryzacyjnej trafić można na mercedesa. Wśród ciężarówek królują nieśmiertelne KAMAZy, KrAZy i- przede wszystkim- ZiŁy. Nic dziwnego, stan miejscowych dróg jest miejscami iście dramatyczny.
Kanion rzeki Debed, morelowe sady i opastne żmije
Począwszy od granicy, wzdłuż drogi w głąb Armenii, zakosami wije się rzeka Debed, tworząc kanion, który szczególnie malowniczy staje się dalej, na południe od Alawerdi. Nasze rowery toczą się w stornę miasta, a my zauważamy pierwszą zmianę w krajobrazie. Podczas gdy w Gruzji dominowały rozległe pastwiska, w okolicach kanionu rzeki Debed zbocza gór pokryte są sadami, w których uprawia się morele. Szybko zdajemy sobie sprawę, że rodzi to pewne problemy. Przyzwyczajeni do tego, że w Gruzji namiot można było rozłożyć niemal w każdym miejscu, nie zwracamy uwagi na godziny. Nasza pierwsza noc w Armenii zastaje nas pomiędzy metalowymi siatkami, które odgradzają od siebie morelowe sady. W takim wypadku, nie mając innej alternatywy (sady oddalone są dość mocno od najbliższych osiedli) decydujemy się przedostać przez dziurę w ogrodzeniu.
Nocą, kompletnie znikąd pojawiają się właściciele sadu. Jendak nie przyszli nas przepędzić, a przestrzec. Podobno w ruinach na pobliskim wzgórzu gnieżdżą się żmije, które chętnie spełzają w kierunku rzeki. Ane oczin opastne! Rzecze starszy z mężczyzn. Żmije lewantyńskie, które pospolicie występują w Armenii, rzeczywiście bywają agresywne i należą do gatunków szczególnie niebezpiecznych. Ich zęby jadowe mierzą aż 20 mm (!), a trucizna jest w stanie zabić dorosłego człowieka. I, choć Marcin twierdzi, że nocą coś dużego wpełzło mu pod namiot, ani jednego węża nie spotykamy. Nad ranem natrafiam jednak na innego nieproszonego gościa koło mojego namiotu:
Gdy zbieramy się do drogi, ponownie pojawia się jeden z właścicieli. Poleca nam pozbyć się śmieci, wrzucając je w odmęty rzeki Debed. Widząc nasze zdziwione miny, śmieje się. To nie Polska, tutaj tak się robi. No cóż, my tak nie robimy…
Monastyry Hachpat i Sanahin
W pobliżu Alawerdi znajdują się dwa szczególnie warte odwiedzenia zabytki. Bliźniacze monastyry Hachpat i Sanahin powstały pomiędzy X i XIII wiekiem, w czasie panowania dynastii Bagratydów. Pierwszy klasztor, Hachpat, znajduje się poza miastem. Jadąc od strony Gruzji, kawałek przed Alaverdi natkniecie się na drogowskaz kierujący w lewo, w stronę zabytku. Snahin położony jest na wysokim wzgórzu w obrębie miasta, w dzielnicy o tej samej nazwie. Dawniej można było dotrzeć do niego kolejką linową z centrum Alawerdi, jednak ta obecnie nie działa. Pozostaje taksi lub długi spacer. Obydwa klasztory zasługują na uwagę, jako ciekawe zabytki ormiańskiej architektury sakralnej. Więcej informacji na ich temat znajdziecie we wpisie:
Alawerdi- opowieść o upadku miasta
Ogromny, kilkudziesięciometrowy komin miejscowej huty miedzi, niczym ogromny maszt sterczy pomiędzy okolicznymi wzgórzami. Kłęby dymu wzbijają się w niebo, jednak to nie on wydaje się źródłem siwych tumanów. Wyziewy wydobywają się ze szczytu pobliskiej góry, nadając jej złowieszczy wygląd zbudzonego ze snu wulkanu. Jakby tego było mało, na samym czubku wzgórza, pośród kłębów dymu wznosi się krzyż.
Gdy podjeżdżamy bliżej, naszym oczom ukazuje się industrialne miasto, które- gdyby nie wszechobecne samochody i maszyny- można byłoby uznać za wyjęte wprost z epoki dziewiętnastowiecznego, dzikiego kapitalizmu. Na prawym brzegu rzeki Debed mieszczą się osiedla mieszkalne, szare blokowiska i małe parterowe domki ściśnięte pomiędzy zboczami gór. Wszystko jest tu szare i ponure. Wzdłuż drogi ciągną się rzędy kilkupiętrowych kamieniczek. Niegdyś różowe mury, w kolorze wulkanicznego tufu, z którego je wzniesiono, dziś poszarzały, przybrudzone kurzem i dymem. Na przerdzewiałych balkonach suszy się pranie.
Wysoko na jednym ze wzgórz, znajduje się Sanahin, dzielnica mieszkalna, w której znajdziemy kompleks klasztorny o tej samej nazwie. W pobliżu smętnie zwisa samotny wagonik zardzewiałej kolejki linowej, którą jeszcze niedawno można było dostać się na górę. Budynki wchodzące w obręb miejscowej huty miedzi zajmują centralną część miasta. Część z nich porzucono. Opustoszałe, powoli popadają w ruinę. Betonowe mury rozpadają się, a blachę falistą na dachach pokrywa rdzawy nalot. Wszędzie wala się złom, dym spowija powietrze.
Kopalnie miedzi i rozkwit przemysłu
Alawerdi zawdzięcza swoją egzystencję złożom miedzi, których eksploatacja rozpoczęła się w okolicach 1780 roku. Wówczas to członkowie możnej rodziny Arguciński-Dolgoruki sprowadzili tu grupę doświadczonych Greckich górników, którzy zainicjowali wydobycie. Złoża okazały się bogate, a założona w Alawerdi huta pozwalała na miejscu wytapiać miedź. W 1880 roku licencję na wydobycie sprzedano francuskiej firmie. Miasto rozwijało się, a blisko jedna czwarta zaopatrzenia Carskiej Rosji w miedź, pochodziła właśnie z okolic Alawerdi.
Dobrze prosperujące kopalnie przyciągały nowych osadników. W czasach Związku Radzieckiego miasto rozrosło się do blisko 25 000 mieszkańców. Przemysł kwitł, a poza kopalniami i hutą funkcjonowały tu także szwalnia, zakład włókienniczy, fabryka żarówek i browar. Zakłady zapewniały pracę, a miejscowa społeczność cieszyła się względnym dostatkiem. Do czasu.
Alawerdi popada w ruinę
Okres dobrobytu przerwało zawalenie się bloku wschodniego. Wraz z upadkiem Związku Radzieckiego minęła era gospodarki centralnie sterowanej, a miejscowy przemysł nie wytrzymał zderzenia z kapitalistyczną rzeczywistością. Nagle wszystko przestało się opłacać, zakłady przemysłowe bankrutowały jeden po drugim. Do dziś przetrwała tylko kopalnia i huta miedzi, która jest jedynie cieniem dawnego przedsiębiorstwa. Za ZSRR zatrudniano tu około 5000 osób.
Obecnie miejsc pracy jest dziesięć razy mniej, a miesięczne pensje plasują się w przedziale 50- 70 tysięcy dram. Nagle większość mieszkańców Aawerdi zmuszona została do szukania nowego sposobu na życie. Część z nich zajęła się handlem na granicy, co- póki funkcjonował bazar w Sadachle- było intratnym interesem. W mieście, w którym w 2005 roku realny poziom bezrobocia wynosił około 60% (!), wiele budynków stoi pustych. Oficjalnie liczba mieszkańców wynosi około 22 000, w rzeczywistości w Alawerdi na stałe mieszka około ¼ tej liczby. Ludzie w obliczu braku perspektyw masowo opuszczają miasto. Wyjeżdżają do Erywania albo za granicę, gdziekolwiek jest szansa znaleźć pracę. Ci, którzy pozostali na miejscu radzą sobie, jak mogą. Kto ma samochód, ten może zarabiać na przewozie osób, a latem przy drogach natkniecie się na stragany z jeżynami. Każdy sposób, by dorobić parę groszy, jest dobry.
Poza wysokim bezrobociem, postsowieckie Alawerdi stanęło też przed szeregiem innych, poważnych problemów, związanych m.in. z zanieczyszczeniem środowiska. Stare i w wielu miejscach uszkodzone instalacje kanalizacyjne zagroziły wodom rzeki Debed, a trujące wyziewy z huty powodowały występowanie kwaśnych deszczy. Na początku XXI wieku pojawiły się poszlaki, że zatrucie środowiska wokół Alawerdi może być przyczyną coraz powszechniej występujących wrodzonych wad u noworodków. Jakby tego było mało, erozja zboczy, przy których znajduje się miejscowy cmentarz, sprawiła, iż rzeka Debed zabrała wiele ludzkich szczątków. Poradzieckie Alawerdi nie jest wymarzonym miejscem do życia…
Życie na postradzieckim Kaukazie
Dziś Alawerdi walczy o przetrwanie. Miejscowe władze wdrażają program odnowy, który ma na celu poprawienie sytuacji miasta. Alawerdi nie jest odosobnionym przypadkiem. Miasto może służyć za ilustrację problemu, przed którym, zaraz po rozpadzie ZSRR stanęło wiele miejscowości na Południowym Kaukazie i nie tylko. Wysokie bezrobocie, niewydolność przemysłu, emigracja zarobkowa to bolączki, z którymi zmaga się dziś większość byłych republik radzieckich, w tym także Armenia.
Alawerdi - informacje praktyczne
Położenie
Alawerdi położone jest w obrębie prowincji Lorri w północnej Armenii, około 35 km od granicy z Gruzją. Inne większe miejscowości znajdujące się w pobliżu to Wanadzor i Stepanawan.
Jak dostać się do Alawerdi?
Do Alawerdi możemy dojechać marszrutką bezpośrednio z Erywania. Busy odjeżdżają o godzinie 9:30, 13:00, 14:00 , 16:00 i 17:00. z dworca autobusowego Kilikia. Cena biletu wynosi 1500 AMD.
Alternatywnym środkiem transportu jest pociąg relacji Erywań – Tbilisi, który zatrzymuje się m. in. w Alawerdi. Pociąg odjeżdża z dworca kolejowego w Erywaniu o godzinie 21:30. Na miejscu będziecie bardzo wcześnie, bo o 3:13 nad ranem.
Gdzie można cos zjeść? resturacje i kawiarnie
Na terenie miasta Alawerdi znajdziecie kilka restauracji oraz kawiarni, w których można zjeść ciepły posiłek, bądź wypić filiżankę kawy. Dwie z nich: restauracja Atorick oraz Flora znajdują się tuż przy głównej drodze M6.
Zobacz mapę: Restauracje i kawiarnie w Alawerdi
Zakwaterowanie - hotele i hostele w Alawerdi
W Alawerdi znajdziecie sporo miejsc, w których można spędzić noc. Niektóre znajdują się na terneie miasta, inne (np. Sanahin Bridge Hotel, B&B Edem, położone są bezpośrednio w sąsiedztwie zabytkowych monastryrów.
Zobacz mapę: Hotele, hostele i kwatery w Alawerdi
Co warto zobaczyć? Zabytki w okolicy Alawerdi
- Kompleks klasztorny Hachpat – położony w okolicznej wiosce o tej samej nazwie, powstał pomiędzy X a XIII wiekiem. Podobnie jak sąsiedni monastyr Sanahin, wpisany został na listę światowego dziedzictwa UNESCO;
- Kajan Berd – ruiny twierdzy wzniesionej w 1233 roku. Znajdują się na wzgórzu pomiędzy monastyrem Hachpat a miastem Alawerdi. Tuż obok znajduje się monastyr Dsewank;
- Most Sanahin – zabytkowy most z XII wieku prowadzi na drugą stronę rzeki Debed, w stronę monastyru Sanahin;
- Monastyr Sanahin – kompleks klasztorny z X wieku, wpisany na listę dziedzictwa UNESCO;
- Muzeum braci Mikojan – Artiom Mikojan, inżynier lotniczy, zasłynął konstrukcją smaolotu bojowego MiG. Jego brat, Anastas piastował stanowisko Przewodniczącego Prezydium Rady Najwyższej ZSRR;
Zabytkowe monastyry znajdują się także w okolicznych wioskach.
Zobacz mapę: Zabytki i ciekawe miejsca w Alawerdi